Na podwyżkę pensji raczej liczyć nie może Czesław Renkiewicz, prezydent Suwałk. Mówimy o tym, bo niebawem suwalscy radni pochylą się nad przyszłorocznym budżetem miasta. Dokument zakłada prawie siedmioprocentowy wzrost poborów dla prawie półtora tysiąca pracowników samorządowych, z czego dwunastoprocentowy wzrost pensji dla najniżej zarabiających. Z propozycją wyszedł sam włodarz. Jak tłumaczy, podwyżki to konieczność, bo rynek jest przesycony ofertami pracy i już teraz inżynierowie odchodzą z miejskich spółek.
Zapytany, czy sam oczekuje podwyżki, prezydent twierdzi, że zarabia dobrze, nie spodziewa się podwyżek i nie zabiega o większe pieniądze. Przypomina, że od lat ma tej samej wysokości pensję.
Prognozy włodarza są właściwe, bo radni, którzy decydują o prezydenckich poborach, nawet nie rozmawiali o ewentualnym wzroście wynagrodzenia. Tak przynajmniej mówi Zbigniew De-Mezer, przewodniczący klubu „Łączą nas Suwałki”.
Z propozycją podwyżki prezydenckiej pensji z pewnością nie wyjdzie opozycyjny wobec prezydenta klub Prawo i Sprawiedliwość na czele z radnym Grzegorzem Gorlo. Zdaniem przewodniczącego podwyżki dla pracowników samorządowych są spóźnione, a prezydent na wzrost pensji nie zasłużył.
Aktualnie, zgodnie z uchwałą z 2014 roku prezydent miasta zarabia 8 600 złotych netto miesięcznie. Kwota, co przyznaje sam Czesław Renkiewicz, w pewnym sensie staje się niepisanym „szklanym sufitem” dla pensji szefów miejskich spółek.
Tymczasem specjaliści zarządzania oczekują pieniędzy adekwatnych do wiedzy i umiejętności. Zdaniem Grzegorza Gorlo prezydencka pensja nie powinna ograniczać ich poborów. Natomiast Zbigniew De-Mezer stwierdza, że każdy, dobry fachowiec powinien mieć godne pobory.
Na koniec dodajmy, że nie tylko prezydent Suwałk nie dostanie w najbliższym czasie podwyżki. O podniesieniu wynagrodzenia włodarzom swoich miast nie rozmawiali też radni Sejn i Augustowa.