01.02.2021
Poddubówek/Bielsko-Biała
Ma 15 lat i czuje się bardzo dobrze – mowa o Borutce, krowie uratowanej z podsuwalskiej rzeźni w 2008 roku. Jej historią Polska żyła kilka dni. Krowa uciekła bowiem z rzeźni i przez kilka godzin, uciekając przed pościgiem ulicami miasta, nie dawała się złapać. Kiedy ją pojmano i miała trafić pod nóż, o ratunek upomniały się organizacje prozwierzęce z całego kraju. Relacjonowana w mediach, dramatyczna walka o życie, ujęła bowiem wiele osób. Powiatowy lekarz weterynarii stwierdził jednak, że krowa musi zginąć, bo istnieje zagrożenie, że w rzeźni zaraziła się chorobą zakaźną. Jak stwierdził, każde zwierzę, które wejdzie na teren rzeźni, musi być ubite.
Nie bez powodu wracamy do tej historii właśnie dziś (1.02). Swój udział w obronie suwalskiej krowy miał nie kto inny, jak właśnie Jerzy Owsiak, szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Na antenie TVN24 apelował wtedy do inspektora weterynarii o uwolnienie Borutki.
Dominik Nawa z Komitetu Pomocy dla Zwierząt, który współuczestniczył w wykupieniu Borutki wspomina, że presja społeczna była olbrzymia. Apele o życie dla krowy płynęły niemal zewsząd.
W końcu w sprawę zaangażowali się wojewoda i wraz z wojewódzkim lekarzem weterynarii zablokowali decyzję o ubiciu. Uznali, że zwierzę nie było wewnątrz rzeźni tylko na podwórku i nie miało okazji się zarazić. W rezultacie Borutka trafiła w okolice Bielska-Białej do „Przytulisku dla Koni i innych zwierząt Przystań Ocalenie”, gdzie do dziś żyje w towarzystwie 500 zwierząt, w tym około 30 krów. Jak zapewnia Dominik Nawa, Borutka ma się dobrze i już nigdzie nie chce uciekać.
Autor: AP