13.12.2017
Nadal nie ma porozumienia w sprawie opłat za wody opadowe między Przedsiębiorstwem Wodociągów i Kanalizacji w Suwałkach i częścią miejscowych spółdzielni mieszkaniowych. Chodzi o to, że w sierpniu weszła w życie część nowych przepisów prawa wodnego. Niektóre z suwalskich spółdzielni nie doszły do porozumienia w kwestii interpretacji przepisów i strony nie podpisały nowych umów. Grzegorz Kochanowicz, prezes PWiKu zagroził nawet zamknięciem wlotów kanalizacji deszczowej. Takie działanie groziłoby podtopieniami, dlatego spółdzielcy odebrali słowa prezesa w kategoriach straszenia i elementu negocjacji. W środę (13.12) w Radiu 5 prezes zaznaczył, że nie żartował, a wloty są otwarte, bo strony jeszcze rozmawiają. – Póki rozmawiamy nie mogę działać siłowo – mówił.
W Suwałkach właściciele terenów utwardzonych od kilku lat wnoszą opłatę za odprowadzenie wody do miejskich kanałów deszczowych. Większość radnych uznała bowiem, że właściciele powinni dokładać się do utrzymania kanalizacji. Pomysł od początku kwestionowały spółdzielnie. Tadeusz Czerwiecki, miejski radny Prawa i Sprawiedliwości oraz wiceprezes Międzyzakładowej Spółdzielni Mieszkaniowej wielokrotnie wyjaśniał, że miasto płaci za utrzymanie kanalizacji z podatków. Dlatego nieuczciwe jest pobieranie opłaty, bo wtedy spółdzielcy płacą za to samo drugi raz. Obliczył, że roczny koszt, w przypadku średniej wielkości mieszkania, to 30 złotych. Sprawa trafiła nawet do sądu, a ten oddalił spółdzielczy pozew. Niebawem, decyzją rządu, sytuacja znowu się zmieni, bo za wody opadowe będą płacić wszyscy właściciele utwardzonych terenów, z których ścieki opadowe spływają do sieci deszczowej. Nawet w przypadku terenów pozbawionych bezpośredniego podłączenia do wlotów ściekowych. To nie znaczy, że PWiK daruje spółdzielniom opłatę za okres od sierpnia. Jak mówi Grzegorz Kochanowicz, usługa wykonana powinna być zapłacona.